kontakt FACEBOOK obserwuj INSTAGRAM googlebloglovin

29 listopada 2013

Ulubieńcy ostatnich tygodni


Cześć :)



Doszłam  do wniosku, że na moim blogu jest ostatnio zbyt dużo makijaży, za mało kosmetyków, recenzji. Postanowiłam więc podzielić się z Wami listą  kosmetyków, po które bardzo często sięgałam w ciągu ostatnich kilkunastu tygodni.

Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię czytać tego typu posty na blogach, zdarza się, że dzięki nim sama odnajduję kosmetyczne perełki.

Myślę, że w przyszłości stworzę także post Top 10 (o ile zmieszczę się w dziesięciu pozycjach) o kosmetykach dla mnie niezbędnych. 

Tymczasem ulubieńcy ostatnich tygodni.







1. Masła do ciała The Body Shop (od dołu: moringa, mango, almond). Pierwsze kupiłam ok. dwa lata temu za namową siostry i... przepadłam. Uwielbiam w nich dosłownie wszystko. Od zapachu, poprzez konsystencję po działanie nawilżające. Przetestowałam ich naprawdę wiele. Oprócz trzech wyżej wspomnianych także: Chocomania, Pink Grapefruit, Papaya, Satsuma, Shea, Strawberry, Blueberry, Brazil Nut oraz Wild Cherry. Jednak zdecydowanie moim ulubieńcem jest masło migdałowe. Ma ono swoje stałe miejsce na półce w mojej łazience. Pięknie pachnie, dobrze nawilża, świetnie się rozprowadza, szybko wchłania. Nie potrzebuję niczego więcej ;) Niestety od dłuższego czasu nie spotkałam się z tym masłem w sklepie, swoje kupiłam przez internet. 



Oprócz masła migdałowego bardzo lubię masło Moringa. Działanie i konsystencję ma zbliżoną do migdałowego, jednak zapach jest zdecydowanie bardziej intensywny, powiedziałabym, że nawet troszkę drażniący. Przypomina mi zapach kwiatu lipy wymieszany z miodem. Ja go lubię, ale dla niektórych może być zbyt mocny. Używam go zamiennie z innymi masłami, stosowane codziennie mogłoby się szybko znudzić.

Ostatnia wizyta w sklepie The Body Shop była szczęśliwa, bo wreszcie udało mi się upolować masło Mango w promocyjnej cenie ( wspomniałam, że masła kupuję jedynie w promocji za 6,5 funta? Cena regularna, 13 funtów jest niestety zbyt wysoka ). Masło ma treściwą, kremową konsystencję, piękny zapach, który długo utrzymuje się na skórze. No i świetnie nawilża. Jestem ta Tak!


2. Farmona Tutti Frutti kremowy peeling myjący karmel i cynamon. Co za zapach... Zawsze, gdy przyjeżdżam do Polski i robię kosmetyczne zakupy wrzucam do koszyka ten peeling. Drobinki pilingujące ma dosyć małe, dlatego bardziej traktuję ten kosmetyk jako żel pod prysznic. Mogę go używać codziennie. Świetnie się pieni, jest wydajny, tani. Ma poręczne opakowanie i intensywny, słodkawy, karmelowo - cynamonowy zapach. Prawdziwy must have na jesienno-zimowe wieczory.





3. Jeśli już jestem przy zapachach idealnych na jesienno- zimowe wieczory nie może zabraknąć peelingu do twarzy, po który bardzo chętnie ostatnio sięgałam, mianowicie Burt's Bees Citrus facial scrub. 99,9% naturalnych składników, skuteczne, jednak delikatne działanie i piękny zapach, kojarzący mi się ze świeżo upieczoną babką lub piernikiem. Mniam!
Więcej o peelingu pisałam TUTAJ




 
4.  John Frieda Frizz-Ease daily miracle treatment. Witaminowa odżywka bez spłukiwania. Przeznaczona dla włosów suchych i zniszczonych. Odżywia włosy, pozostawiając je jedwabiście gładkie. Dodatkowo chroni przed wysoką temperaturą. Idealna także dla włosów farbowanych.
Bardzo dobra odżywka, którą stosuję zamiennie ze sprayem L'Oreal o którym pisałam  


5. Niezastąpiona kredka Bourjois Effet Smoky w ulubionym kolorze #80 sparkling mocha. Więcej na temat tej kredki przeczytacie TUTAJ. Niestety w moim mieście (a raczej miasteczku) nigdzie nie mogłam kupić tego koloru, dlatego zaopatrzyłam się w inne:
 #71 smoked brown, #76 ultra black oraz #79 sparkling granite. Dwie pierwsze jakością dorównują mojej ulubionej, jednak mają jedną wadę- łamią się podczas temperowania (szczególnie czarna). Z kolei sparkling granite, jest twarda, a kolor mało intensywny, ciężko narysować nią ładną kreskę. Zdecydowanie najsłabsza z całej czwórki.




6. Z racji tego, że nie mogłam kupić ulubionego koloru kredki, o której pisałam wyżej, zainteresowałam się innymi kredkami firmy Bourjois. Wybrałam dwie, w stonowanych kolorach, idealne do dziennego makijażu: #73 Gris Ingenieux oraz #78 Brun Design. Nieco tańsze (niż Effet Smoky) kredki Khol & Contour są moim zdaniem naprawdę świetne. Odpowiednia miękkość, intensywne kolory, trwałość oraz przystępna cena sprawiają, że kredki te chyba na stałe wejdą na moją listę ulubionych kosmetyków.
Jestem z nich bardzo zadowolona. 




7. Zdecydowanie moim ulubionym korektorem pod oczy jest L'Oreal Perfect Match w kolorze natural beige. Mimo swojej dosyć ciężkiej, kremowej konsystencji nie podkreśla zmarszczek mimicznych. Za to bardzo dobrze tuszuje cienie oraz rozświetla okolicę oczu.




8. Podkładów mam w swojej kolekcji sporo. Używam ich w zależności od stanu mojej cery. Kiedy nie jestem zadowolona z jej wyglądu stosuję bardziej kryjące podkłady np. Revlon Color Stay. Z kolei kiedy niedoskonałości jest mało chętniej sięgam po lżejsze podkłady takie jak Bourjois Healthy Mix. Z powodzeniem w tych dniach mogłabym także sięgnąć po krem BB, ale ich fanką nigdy nie byłam. Mam jeden, Skin79 hot pink, ale zupełnie nie odpowiada mi jego kolor, poza tym nie jest dobry dla mojej mieszanej cery. 


Postanowiłam jednak dać szansę drogeryjnemu kremowi BB Revlon  Photoready w kolorze #020 light medium. Krem na pierwszy rzut oka jest dla mnie za ciemny (jestem obecnie dosyć blada), ale znakomicie stapia się ze skórą. Wyrównuje jej koloryt. Skóra wygląda na promienną i nawilżoną. 
Ja mam cerę mieszaną i po jakimś czasie zaczynam się troszkę świecić, ale na pewno nie tak intensywnie jak po użyciu kremu Skin79. Myślę, że właścicielki suchej skóry będą z niego zadowolone.




9. Jeżeli czytacie czasami listę użytych kosmetyków w postach z makijażami, być może zauważyłyście, ze bardzo często używam błyszczyka MakeUp Akademy Lets Meet.
Nie bez powodu. Błyszczyk ma bardzo ładny, beżowy kolor. Jest dosyć gęsty, ale nie skleja ust. Pielęgnuje i nawilża je. Jest tani i bardzo wydajny. Chętnie kupię go ponownie.


10. Myślę, że ten korektor jest wszystkim doskonale znany. Catrice Camuflage Cream #030 Rosy Beige to kosmetyk, który przychodzi mi z pomocą, gdy mam do ukrycia większe niedoskonałości.
Konsystencja jest kremowa, ja zawsze rozgrzewam go w palcach by łatwiej go zaaplikować. Używam go najczęściej na podkład, ale nałożony pod również się sprawdza. Nie odważyłabym się jedynie użyć go pod oczy, jest zdecydowanie zbyt ciężki, podkreśla zmarszczki. Bardzo dobry kosmetyk za niewielkie pieniądze.




Podzielcie się swoimi ulubionymi kosmetykami. 










4 komentarze:

  1. Z TBS mam tylko masełko papaya, ale już w 100% rozumiem Twoje uwielbienie:P Są niesamowite, a zapach utrzymuje się baaardzo długo:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Peeling tutti frutti jest świetny ;) a masełko TBS jest genialne ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. kurcze, nie mogę patrzeć na podkłady, bo mam jakąś manię na ich punkcie :P

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

podobne

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...